Komentarze: 0
Wojciech Reszczyński
"Hańba! Hańba!" - krzyczały z sejmowej
galerii pielęgniarki podczas głosowania nad pakietem zdrowotnym
Platformy Obywatelskiej. "Jest nas coraz mniej" - głosił ich
transparent, który, nie wiadomo dlaczego, nie spodobał się strażnikowi
straży marszałkowskiej, bo zaczął go im wyrywać, co mogli zobaczyć
wszyscy telewidzowie TVP Info. Szarpał się z tymi samymi bohaterskimi
pielęgniarkami, które jeszcze rok temu organizowały strajk przed
kancelarią Rady Ministrów, połączony z okupacją gabinetu premiera
Jarosława Kaczyńskiego. Strajk, będący w mediach hitem sezonu,
sympatycznie nazywany do dziś "białym miasteczkiem", z własną codzienną
gazetą, wydawaną przy pomocy środowiska "Wyborczej", i licznymi gośćmi
odwiedzającymi strajkujące pielęgniarki, aby "pochylić się" nad ich
losem. Chyba najwięcej w "białym miasteczku" było pani Ewy Kopacz i
dziennikarzy, szczególnie TVN, którzy z walterowską gorliwością
nadawali swój program non stop. Pielęgniarki były wtedy cacy, bo
chodziło o walkę z rządem Jarosława Kaczyńskiego.
Jeżeli ustawy
Platformy Obywatelskiej wejdą w życie, czas związków zawodowych
pielęgniarek skończy się ostatecznie. Szefowa związku Dorota Gardias i
sekundujący jej związkowiec lekarzy, dr Krzysztof Bukiel,
najprawdopodobniej nie znajdą nigdzie zatrudnienia, bo jaka spółka
prawa handlowego będzie chciała mieć wśród swoich pracowników szefów
związków zawodowych, nieusuwalnych z pracy z mocy ustawy. Związki
zawodowe tracą rację bytu w spółkach prawa handlowego, a osoby
zainteresowane założeniem związku muszą liczyć się z tym, że już na
etapie takiego pomysłu będą usuwane z pracy pod byle pretekstem.
Pielęgniarek będzie nie tylko mniej, ale jako pozbawione swojej
reprezentacji będą zarabiały tylko tyle, ile zdecyduje zarząd spółki.
Jednym
z największych łgarstw Platformy Obywatelskiej jest wmawianie ludziom,
że rząd nie prywatyzuje, tylko komercjalizuje, a ustawa o
komercjalizacji służby zdrowia nie jest prywatyzacją, tylko oddaniem
służby zdrowia, w tym szpitali, samorządom. Kiedy ustawa o
komercjalizacji wejdzie w życie, służba zdrowia będzie w nieustannych
drgawkach prywatyzacyjnych, ale to już nie będzie problem rządu. I o to
chodzi w tej reformie. Zrzucić z państwa odpowiedzialność za służbę
zdrowia i przyszły kształt prywatyzacji, dając w ten sposób wybranym
bogatym ludziom kręcić lody.
Minister zdrowia Ewa Kopacz
nieustannie szantażuje nas, powtarzając, że na taką ustawę czekają
pacjenci. Nawet bardzo chorzy pacjenci dobrze wiedzą, że tzw.
komercjalizacja nie ma nic wspólnego z jakością leczenia pacjenta.
Dopiero powstanie prywatnych spółek w służbie zdrowia będzie decydowało
o tym, kto, za ile i jak długo będzie mógł się leczyć.
Spółka
prawa handlowego jest najgorszym pomysłem dla publicznej służby
zdrowia. Spółka ma prowadzić działalność handlową, gospodarczą, ma
dążyć do maksymalizacji zysku, a nie leczyć pacjentów. Cel spółki z
o.o. jest tylko gospodarczy, co zapisano w kodeksie handlowym.
Oczywiście
zupełnie czym innym jest, jeżeli to prywatna osoba wybuduje szpital i
zechce go prowadzić pod szyldem własnej spółki. Ktoś, kto wyłożył
własne pieniądze na budynek, sprzęt medyczny, zatrudnił personel i
podejmuje działalność na własne ryzyko, może prowadzić działalność w
dowolnej formie: spółki, fundacji, stowarzyszenia itd.
Łatwo sobie
wyobrazić, co będzie się działo w szpitalu, gdy jeden z lekarzy lub
bogaty mąż pielęgniarki postanowi wykupić większościowe udziały w
spółce, która jest właścicielem szpitala. Jaki lekarz czy ordynator nie
będzie zainteresowany wpływem na właścicieli spółki, od których zależy
wybór zarządu, dyrektorów, ordynatorów, wysokość gaży i perspektywy
rozwoju, w tym wyjazdy zagraniczne na seminaria, itd.? Jak lekarz może
koncentrować się na leczeniu, kiedy marzy o tym, by stać się
właścicielem czy zarządcą prywatnej spółki?
A jak kształtować się
będzie odpowiedzialność władz nowo utworzonej spółki handlowej
zarządzającej szpitalem, jeżeli właścicielem będzie samorząd wraz z
innymi spółkami handlowymi czy osobami fizycznymi? Kto przejmie na
siebie zobowiązania spółki wobec chorego, gdy spółka zbankrutuje,
pogrąży się w długach, będzie zagrożona wysokimi odszkodowaniami za
wadliwe operacje i znajdzie się w likwidacji? Czy może wraz z długami
spółki syndyk przejmie także na swoje utrzymanie kilku obłożnie
chorych? A co może się dziać ze szpitalem zorganizowanym w spółkę
akcyjną, to już osobny, niestety tragiczny dla pacjenta temat.
Wszędzie
tam, gdzie państwo i społeczeństwo jest wysoko rozwinięte, silne, mamy
do czynienia z państwową służbą zdrowia. W krajach ubogich,
skorumpowanych i "trzecich" utrzymuje się prawie wyłącznie prywatna,
skomercjalizowana służba zdrowia nastawiona na bogatych.
Polskę
stać na sprawną państwową, społeczną służbę zdrowia. Ale jak zatrzymać
tych, którzy, gdy tylko zaczęli rządzić państwem, postanowili je
likwidować, a na służbie zdrowia koniecznie chcą ukręcić lody?
Autor jest wicedyrektorem Informacyjnej Agencji Radiowej PR.