Warszawa, 12 sierpnia 2008
Wywodzimy się ze środowisk patriotycznych, które w 2005 roku z radością
powitały zwycięstwo PiS-u nad PO i Lecha Kaczyńskiego nad Donaldem
Tuskiem. Zwycięstwo to wiązało się z powszechnymi nadziejami na
głębokie, przełomowe zmiany i byłoby niemożliwe bez poparcia wyborczego
dla PiS i L. Kaczyńskiego, udzielonego przez szersze kręgi
poza-PiS-owskiego twardego elektoratu antykomunistycznego i
chrześcijańsko-patriotycznego, w tym rzesz słuchaczy Radia Maryja.
Nader bliskie nam były i są idee likwidacji drastycznych patologii III
Rzeczypospolitej, w tym przestępczego „układu", dominującego w życiu
publicznym.
Szczególnie gorąco popieraliśmy wysiłki PiS-u dla oczyszczenia polskich
sądów i prokuratur z tak ciężkich patologii. Popieraliśmy głoszoną
przez PiS ideę Polski Solidarnej wbrew ideom liberalnym, widząc w tym
szansę zmniejszenia drastycznych nierówności społecznych, występujących
w Polsce. Popieraliśmy głoszone przez PiS idee powrotu do poszanowania
interesów narodowych w polityce zagranicznej i wewnętrznej, troskę o
politykę historyczną i przywracanie godności narodowej Polaków. Za
szczególnie ważny uważaliśmy PiS-owski postulat odejścia od prowadzenia
polityki zagranicznej „na klęczkach".
Po wyborach stanowczo wspieraliśmy PiS i prezydenta L. Kaczyńskiego
w obliczu nieustającej, nikczemnej nagonki zwolenników starych układów,
dominujących w polskojęzycznych mediach.
Z zadowoleniem wspieraliśmy wszystkie kroki PiS-u, zmierzające do
naprawy sytuacji w sądownictwie, gospodarce, mediach, służbie zdrowia,
etc. Za szczególnie ważne uważaliśmy działania ministra sprawiedliwości
Z. Ziobro dla rozbicia najgroźniejszych polskich patologii - w
dziedzinie wymiaru sprawiedliwości. Za nader ważną sprawę uznaliśmy
zaostrzenie nowej polityki karnej, ukształtowanie się atmosfery, w
której wyraźnie nasilił się strach przed złapaniem na korupcji.
Towarzyszyły temu takie konkretne działania, jak rozbicie mafii
paliwowej, aresztowanie paru dyrektorów w Ministerstwa Finansów,
uderzenie w tak grubą rybę jak b. senator Stokłosa. Nader cenne były
działania szefa resortu sprawiedliwości, przeciwstawiające się
zamykaniu się korporacji sędziowskich i adwokackich, działania na rzecz
otwarcia szans dla młodych prawników. Popieraliśmy wszystkie działania,
zmierzające do odejścia od dotychczasowego, skrajnie liberalnego
kodeksu karnego, wprowadzenie sądów 24-godzinnych, etc. Za szczególnie
ważne uważaliśmy działania ministra A. Macierewicza dla rozwiązania tak
skompromitowanej struktury, jak Wojskowe Służby Informacyjne i
stworzenie Centralnego Biura Antykorupcyjnego pod kierownictwem M.
Kamińskiego. Zdecydowanie pozytywnie należy oceniać jednoznaczną
politykę PiS-u na rzecz przyśpieszenia tak długo hamowanych rozliczeń
ze zbrodniami komunizmu i wzmocnienie pozycji Instytutu Pamięci
Narodowej. Wysoko ocenić należy również stanowcze poparcie PiS-u dla
lustracji. W tym przypadku wypada jednak stwierdzić, że prezydent
L. Kaczyński pod wpływem B. Borusewicza popełnił poważny błąd,
modyfikując pierwotny projekt ustawy lustracyjnej. Ułatwiło to
utrącenie tej ustawy przez Trybunał Konstytucyjny.
W sferze gospodarczej za szczególnie istotne uważaliśmy zablokowanie
przez PiS polityki złodziejskiej prywatyzacji. Doszło wreszcie
przynajmniej do częściowego odsunięcia zwolenników
L. Balcerowicza w różnych kierunkach gospodarki i bankowości.
Zapobieżono groźbie upadku żeglugi morskiej. Poprawiła się sytuacja w
resorcie ochrony środowiska. Szansą na rozbicie wszechmocnej dotąd
biurokracji stawał się przygotowywany tzw. Pakiet Kluski. Zaczęto
wreszcie bardziej zdecydowanie stawać w obronie polskich postulatów w
negocjacjach z Unią Europejską. Rządząca ekipa PiS-u po raz pierwszy od
lat zaczęła mocno akcentować rolę polityki historycznej i obrony
polskiego dziedzictwa kulturowego, przeciwstawiania się
antypolonizmowi. Ze szczególną satysfakcją przyjmowaliśmy wypowiedzi
przywódcy PiS-u J. Kaczyńskiego, demaskujące fatalne skutki
oddziaływania dziedzictwa Komunistycznej Partii Polski w mediach czy
życiu kulturalnym, jednoznaczne potępienie tak szkodliwej roli „Gazety
Wyborczej" (stwierdzenie J. Kaczyńskiego: „im słabsza „Wyborcza", tym
lepiej dla Polski"). Z nieukrywaną radością reagowaliśmy na prowadzoną
przez prezydenta L. Kaczyńskiego nową politykę odznaczeniową,
zmierzającą do uhonorowania jakże wielu, niesłusznie dotąd pomijanych,
zasłużonych działaczy opozycyjnych, od małżeństwa Gwiazdów i A.
Walentynowicz, po ludzi „Solidarności Walczącej", udział prezydenta RP
przy odsłonięciu pomnika tak niesłusznie oczernianego za rzekomy
antysemityzm dowódcy partyzanckiego Józefa Kurasia („Ognia").
Cieszyliśmy się, ze w miejsce odrzucanych pseudoautorytetów w stylu T.
Mazowieckiego, W. Bartoszewskiego czy L. Balcerowicza zaczęto uwypuklać
prawdziwie wielkie autorytety intelektualne w stylu profesorów A.
Nowaka, Z. Krasnodębskiego, W. Kieżuna czy A. Zybertowicza. Cieszyło
nas zdecydowane przeciwstawianie się przywódcy PiS-u J. Kaczyńskiego
próbom izolowania Radia Maryja, docenienie jego roli jako bardzo
ważnego, wolnego głosu Polaków w eterze (vide przemówienie premiera J.
Kaczyńskiego podczas XV Pielgrzymki Radia Maryja na Jasną Górę w lipcu
2007 r., ze słynnym stwierdzeniem: „Tu jest Polska"). Obserwowaliśmy
pierwsze, choć za mało zdecydowane próby przełamania monopolu mediów
liberalnych i lewicowych, cząstkowe zmiany w telewizji (dekomunizacyjne
działania B. Wildsteina), pojawienie się nowych, nie związanych z
dotychczasowymi układami, ludzi w telewizji i radiu publicznym.
Pozytywnie ocenialiśmy również zmiany w Ministerstwie Edukacji
Narodowej, zmierzające do położenia kresu atmosferze „luzu" w szkołach
i przywrócenie autorytetu nauczycieli. Wspieraliśmy podejmowane
wreszcie pierwsze kroki dla przywrócenia polityki prorodzinnej,
począwszy od wprowadzenia tzw. becikowego. Wysoko ocenialiśmy działania
ministra zdrowia Z. Religi, zmierzające do wyciągnięcia polskiego
szpitalnictwa ze stanu zapaści, spowodowanego przez rządy
postkomunistyczne. Wysoko ocenialiśmy działania prezydenta L.
Kaczyńskiego i premiera J. Kaczyńskiego, zmierzające do dużo
wyraźniejszego niż dotąd, eksponowania polskich interesów narodowych na
arenie międzynarodowej. Szczególnie widoczne było to w sferze polityki
wobec Niemiec, gdzie nastąpiło zdecydowane odejście od lansowania tak
długo, ze szkodą dla Polski, mitu o rzekomym pełnym pojednaniu Polski i
Niemiec. Mitu, który w rzeczywistości maskował wyraźne uzależnianie
Polski od zachodniego sąsiada. Dodajmy do tego próbę realizacji
suwerennej polityki wschodniej, poprzez m.in. budowanie bezpieczeństwa
energetycznego Polski, przeciwstawianie się w UE celom ekspansywnej
polityki rosyjskiej, umacnianie zbliżenia z Ukrainą, krajami bałtyckimi
i Gruzją.
Pomimo omawianej tu satysfakcji z osiągnięć polityki PiS-u w
niektórych dziedzinach, od początku dostrzegaliśmy również i rzeczy
budzące nasz niepokój. Należało do nich m.in. nie przeprowadzenie
autentycznego Bilansu Otwarcia, dokładnie wyliczającego zestaw szkód,
powstałych w efekcie postkomunistycznych rządów. Widzieliśmy, jak
często w praktyce nowych rządów zmiany były tylko pozorowane w stylu
polityki „yes, yes, yes" K. Marcinkiewicza. Negatywnie ocenialiśmy
niepotrzebne kompromisy z ludźmi, będącymi eksponentami
liberalno-lewicowych środowisk politycznych (S. Meller, B. Borusewicz,
i in.), łże-prawicy (R. Sikorski i K.M. Ujazdowski).
Zdumiewała nas szokująca pasywność w stosunku do starych, nieraz
agenturalnych, struktur w MSZ i na placówkach dyplomatycznych, nadal
zdominowanych przez ludzi Geremka, Cimoszewicza i Kwaśniewskiego.
Szczególnie zaszokowało nas bezkarne dopuszczenie w MSZ do wydania po
angielsku broszury, faktycznie popularyzującej poglądy polakożercy J.T.
Grossa, czy niczym nie uzasadnione wdawanie się w negocjacje z
żydowskimi szantażystami, na czele z osławionym złodziejem I. Singerem.
Za szczególnie niepokojące uważaliśmy prowadzenie przez ludzi PiS-u, a
zwłaszcza prezydenta L. Kaczyńskiego, negocjacji w duchu akceptacji tak
niekorzystnego dla nas traktatu - dyktatu lizbońskiego. Szokowała nas
zadziwiająca bierność ludzi Marcinkiewicza w gospodarce (vide m.in.
powolność w uwalnianiu PZU od Eureko), brak radykalnego rozliczenia się
z oszukańczymi przedsięwzięciami zagranicznymi na terytorium Polski.
Generalnie zdumiewała nas zbytnia powolność zmian w różnych sferach
życia publicznego, tolerowanie skrajnie dużych ilości przedstawicieli
starych sił na odpowiedzialnych stanowiskach, to, że PiS w istocie
„szczekał, a nie gryzł". Niepokoił nas szokujący niekompetencją „dwór"
prezydenta L. Kaczyńskiego, na czele z jawnie szkodzącą wewnętrznym i
zewnętrznym interesom Polski E. Juńczyk-Ziomecką.
Bardzo duże wątpliwości budził u nas stan terenowego aparatu
partyjnego PiS-u, którego przeważająca część była i jest zorientowana
wyłącznie na usilne zabiegi o względy zwierzchników, a nie na
powiększenie społeczno-politycznego zaplecza swej partii. W rezultacie
nie potrafiono przyciągnąć i zagospodarować ogromnej części cennych
ludzi ze starszych i średnich pokoleń w LPR, którzy opuścili tę partię,
zniesmaczeni postępowaniem giertychowskiego kierownictwa. Częstokroć na
to zamykanie się aparatczyków PiS-u przed napływem uzdolnionych ludzi z
LPR i innych środowisk wpływał strach przez ewentualną konkurencją.
Brak poszerzania zaplecza społeczno-politycznego dla rządów PiS-u był
szczególnie groźny w sytuacji, gdy rządy te stały w obliczu
skoncentrowanych przeciwdziałań wrogów reform. Byli oni i są bardzo
mocno usadowieni w strukturach gospodarczych, w mediach, w
sądownictwie, w Trybunale Konstytucyjnym i w Sadzie Najwyższym, wśród
wielkiej części dziennikarzy i naukowców, panicznie bojących się
gruntownej lustracji, a zwłaszcza pełnego otwarcia archiwów IPN-u.
Dodajmy do tego inspirowaną przez „donosy z Polski" nagonkę na
Kaczyńskich ze strony wielkiej części mediów zagranicznych. W obliczu
tak wielu przeszkód i tak wielu wrogów, tym większym błędem PiS-u
okazał się wspomniany brak troski o stworzenie jak najszerszego
zaplecza społecznego dla planowanych reform, których przeprowadzenie
okazywało się niemożliwe wyłącznie w oparciu o jedną partię, czy bardzo
chybotliwą koalicję rządzącą. Szczególnie ciężkim błędem w tej sytuacji
było nie podjęcie przez PiS, wysuwanego od początku rządów tej partii,
projektu stworzenia jak najszerszego ruchu na rzecz IV
Rzeczypospolitej. Inicjatywa ta znalazła później wyraz poprzez
stworzenie naszego Ruchu Przełomu Narodowego w diametralnie odmiennej
sytuacji po październikowych wyborach 2007 roku. Zaniedbano również
dotarcie do młodzieży poprzez połączenie ogromnie intensywnych działań
dla przedstawienia zagrożeń dla patriotyzmu ze strony krajowego i
zagranicznego antypolonizmu z ustokrotnionymi działaniami dla
demaskowania różnych „czerwonych dynastii" i ich liberalno-lewicowych
sojuszników.
Nie zrealizowano na czas wielu spraw, nie cierpiących zwłoki. M.in.
nie wprowadzono jakiejś formy ustawy dekomunizacyjnej, nie pozbawiono
uprzywilejowanych emerytur oficerów SB oraz stalinowskich sędziów i
prokuratorów, nie dokonano uregulowania sprawy ksiąg wieczystych na
Ziemiach Odzyskanych, etc. Nie usunięto ambasadorów - szkodników, w tym
szczególnie niebezpiecznej jako posła przy Watykanie - H. Suchockiej.
Wszystkie te sprawy nie pozostały bez wpływu na tak fatalną w
skutkach przegraną przez PiS kampanię wyborczą 2007 roku. W PiS-ie nie
potrafiono się jednak zdobyć na rozliczenie wszystkich winnych
przegranej, od osławionych spindoktorów począwszy, po warszawskich
aparatczyków PiS-u, którzy nie potrafili nawet zebrać 3 tysięcy głosów
dla poparcia b. premiera J. Olszewskiego. Klęska wyborcza, jak dotąd,
nie obudziła w pełni PiS-u. Należy oczywiście docenić pełnię wysiłków w
kampanii b. premiera J. Kaczyńskiego w terenie, zmierzającej do
umocnienia tożsamości i zwartości ideowej swojej partii. Nie idzie z
tym jednak w parze, niestety, tak potrzebna gruntowna reforma struktur
wewnętrznych PiS-u, postawienie w dużo większym stopni na ludzi
kompetentnych, a nie na potulnych aparatczyków, dla których „dzień bez
pochlebstw jest dniem straconym". Nie zrobiono tak potrzebnego Bilansu
Otwarcia, który pokazałby wszystkie konkretne dokonania w ciągu 2 lat
rządu PiS-u, np. konkretne efekty działań resortu sprawiedliwości. A
równocześnie przedstawienia w tym Bilansie również tego wszystkiego, co
było przygotowywane do realizacji w szufladach ministrów PiS-u, a czego
nie zdołano zrealizować. Nie znamy np. w ogóle treści proponowanego
pakietu reform R. Kluski. Co najgorsze, PiS, kierowany przez
najwybitniejszego niegdyś stratega opozycji J. Kaczyńskiego, jakoś nie
potrafił jak dotąd stać się prawdziwie silną opozycją do rządów PO.
Jest to wręcz zdumiewające w sytuacji, gdy Platforma popełniła tak
wiele ciężkich błędów, wprost wystawiając się na ataki. PiS nie
potrafiła nawet zareagować z odpowiednią siła na tak groźne dla Polski
publiczne zaanonsowanie przez rząd Tuska planu sprywatyzowania
(przypuszczalnie za bezcen) ponad 700 przedsiębiorstw państwowych i
jednego wielkiego banku.
W sytuacji, gdy rząd PO jest tak niekompetentny i pozbawiony
osobowości intelektualnych, PiS i prezydent L. Kaczyński nie zdobyli
się na zdecydowane działania, które pokazałyby prawdziwe programowe
walory PiS-u i jego zwolenników. Myślimy tu o niewykorzystaniu przez
PiS i prezydenta RP wysuwanego od tylu miesięcy projektu stworzenia
przy prezydencie Kaczyńskim rady intelektualistów. Mogłoby wejść do
niej z 20-30 profesorów lub innych ekspertów o wyraźnie patriotycznej i
prawicowej opcji (m.in. profesorowie: A. Nowak, Z. Krasnodębski, W.
Kieżun., A. Zybertowicz, czy bliscy Radiu Maryja profesorowie J.
Kawecki, Z. Jacyna-Onyszkiewicz, B. Wolniewicz, R. Broda, D. Sankowski,
R. Kozłowski i in.). Rada zbierałaby się raz w miesiącu na całodniową
dyskusję wokół jednego czy dwóch tematów, których omówienie byłoby
publicznie nagłaśniane. Miałoby to bardzo wielkie znaczenie dla
pokazania siły intelektualnej prawej strony, w tym samego PiS-u.
Okazałoby się, że wbrew oskarżeniom przeciwników PiS-u, w partii tej
naprawdę liczą się mózgi, a nie tylko dworskie intrygi. Stanowiłoby to
też znakomite przeciwstawienie się totalnemu marazmowi intelektualnemu
Platformy i na pewno odegrałoby znaczący wpływ na przyciągnięcie wielu
środowisk intelektualnych do PiS-u. Zdumiewa fakt, że w kręgach PiS i
prezydenta RP nie zrobiono niczego dla podjęcia i zrealizowania tej
inicjatywy. Czy dzieje się tak dlatego, , bo boi się jej jak ognia
babiniec, tworzący trzon prezydenckiego „dworu" - ze strachu przed
utratą swych wpływów.
W polityce zagranicznej prezydent Kaczyński zaznaczył się
stosowaniem zasady „jestem za, a nawet przeciw" w sprawie traktatu
lizbońskiego. Jego kolejne, sprzeczne decyzje w tej kwestii, ciągłe
wahania, grożą zaprzepaszczeniem dla PiS-u prawdziwie wielkiej szansy
dla tej partii. Szansy skupienia wokół siebie ogromnej rzeszy polskich
przeciwników dyktatu brukselskiego i obrońców suwerenności Polski.
Prawdziwie żałosną kompromitacją zaś było zachowanie się prezydenta L.
Kaczyńskiego w sprawie obchodów 65-lecia ludobójstwa, popełnionego na
Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej przez ukraińskich
nacjonalistów. Prezydent Kaczyński dołączył w tej sprawie do jakże
niechlubnego zachowania premiera Tuska, całego rządu i parlamentu RP,
które powstrzymały się od jakiegokolwiek udziału w obchodach tej tak
ważnej, tragicznej rocznicy. Prezydent odszedł w ten sposób niegodnie
od jakże celnego i jednoznacznego potępienia ludobójstwa na Wołyniu,
wyrażonego 5 lat temu w Sejmie przez jego brata - Jarosława.
Żałujemy również, że Prezydent wykazuje niezrozumiałą pasywność w
sprawie uczczenia pamięci paruset tysięcy Polaków więzionych i
mordowanych w KL Warschau. Stoi to w jaskrawej sprzeczności z jego
wielkimi zasługami w uhonorowaniu pamięci Powstania Warszawskiego.
Dzisiaj z ogromną troską odnosimy się również do zapowiedzi
uczestnictwa Pani Prezydentowej Marii Kaczyńskiej w III Kongresie
Kultury Chrześcijańskiej w Lublinie we wrześniu tego roku. Kongres ten
jest organizowany pod auspicjami abp. J. Życińskiego, aż nadto znanego
ze skrajnego, tendencyjnego upolitycznienia w duchu „Gazety Wyborczej",
tak wrogiej przecież braciom Kaczyńskim i całemu PiS-owi. Organizowany
przez abp. Życińskiego Kongres ma być ukierunkowany głównie na
tropienie rzekomego „antysemityzmu" w Polsce. Nieprzypadkowo wśród jego
uczestników mają być dziennikarki, znane ze szczególnego
lewacko-libertyńskiego zacietrzewienia: M. Olejnik i W. Kolenda-Zaleska
oraz tak skompromitowany ostatnimi wystąpieniami L. Wałęsa. Obawiamy
się, że podczas Kongresu może dojść do próby wmontowania Pani
Prezydentowej w mało chlubne lewicowo-liberalne przedsięwzięcia.
W najbliższym czasie wiele będzie zależeć od stanowiska PiS-u w
sprawie roszczeń żydowskich, które staną się prawdziwym zagrożeniem dla
gospodarki polskiej jesienią tego roku - w związku z ustawą planowaną
przez rząd Tuska. Apelujemy do władz PiS-u, aby ich partia odegrała
możliwie jak największą rolę w ostatecznym zablokowaniu tych roszczeń -
wbrew wzmożonym presjom z zagranicy. Liczymy również, że PIS nadal
będzie konsekwentnie kontynuował swą politykę blokowania roszczeń
niemieckich na Ziemiach Odzyskanych.
Zdumiewająca pasywność PiS-u może stać się przyczyną utraty wpływów
tej partii nawet wśród tak pewnego jak dotąd jej elektoratu, jak
Polonia w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Z jednej strony wśród
polonijnych kręgów w Ameryce Północnej wzmacniają się wpływy osób,
krytykujących PiS za przedwczesne wybory, coraz silnie rozbrzmiewają
zarzuty, jakoby PiS „przegrał na życzenie". Głosy te lansują tezę,
jakoby nie ma większych różnic między PiS a PO, z którą PiS chciał
niegdyś wejść w koalicję. Z drugiej strony zaś od miesięcy zarysowuje
się coraz niebezpieczniejsze i coraz skuteczniejsze zarazem
przeciąganie władz Kongresu Polonii Amerykańskiej na rzecz Tuska i jego
rządu. Prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej F. Spula, jako pierwszy
zaczął wyraźnie zwracać się w stronę PO i Tuska. Dochodzą wieści o
planowanej na jesień wizycie premiera Tuska i ministra Sikorskiego w
USA. Ma ona wesprzeć Spulę w kolejnych wyborach na prezesa KPA, a
zarazem w decydujący sposób przeciągnąć go na stronę Platformy. Nasuwa
się pytanie, czy PiS zdobędzie się na stanowcze przeciwdziałanie dla
utrącenia tych planów Tuska. Choćby przez tylekroć przez nas
postulowaną kilkutygodniową (a nie kilkudniową) wizytę J. Kaczyńskiego w USA. Wizytę, składającą
się z codziennych, wielotysięcznych wieców. Wizytę, która mogłaby
zapoczątkować „odbijanie Polski" poprzez pełny triumf strony
patriotycznej wśród Polonii.
W wielu wpływowych mediach ( m.in. w „Gazecie Wyborczej",
„Rzeczpospolitej", „Polityce" „Newsweek"-u) od dłuższego czasu stara
się w dość szczególny sposób oddziaływać na politykę PiS-u, by
skierować tę partię w kierunku liberalno-lewicowym, kosztem związków z
twardą prawicą. Liczni autorzy ze wspomnianych mediów powtarzają wciąż
jak swoistą mantrę jedną i tę samą śpiewkę na temat drogi, jaką
powinien wybrać - według nich - PiS. Głoszą: po wyborach
październikowych 2007 roku, na skutek katastrofy LPR, faktycznie nie
istnieje na polskie scenie politycznej żadna partia prawicowa poza
PiS-em. W tej sytuacji żelazny elektorat antykomunistyczny, w tym
radiomaryjny, jest jakoby z musu skazany na PiS, nie ma w ogóle innego
wyboru poza popieraniem PiS-u. W tej sytuacji PiS, mając faktycznie w
kieszeni poparcie elektoratu antykomunistycznego, nie musi wcale
zabiegać nadal o jego poparcie. Przeciwnie, teraz PiS powinien zwrócić
się w stronę centrum i lewicy, winien zabiegać przede wszystkim o ich
poparcie, jeśli chce się wzmocnić jako partia polityczna (np. profesor
J. Staniszkis wręcz zachęca PiS, by stał się partią liberalną!).
Głosicieli tego typu poglądów w mediach i tych, którzy chcieliby ich
posłuchać w PiS-ie zapewniamy: PiS nie ma już zapewnionego raz na
zawsze bezwarunkowego poparcia elektoratu antykomunistycznego, w tym
środowisk radiomaryjnych. Takie poparcie w ciemno było udzielane w
poprzednich latach, ale pasmo błędów PiS-u sprawiło, że już na
przyszłość takiego bezwarunkowego poparcia nie będzie. Ani dla PiS-u,
ani dla prezydenta L. Kaczyńskiego. - „To se ne vrati"" - jak mówią
nasi czescy przyjaciele. Teraz PiS musi sobie zasłużyć na takie
poparcie, i może je wywalczyć tylko całkowitą jednoznacznością, w myśl
zasady „tak-tak, nie-nie". Decydującym sprawdzianem w tym względzie
będzie zachowanie prezydenta L. Kaczyńskiego w sprawie traktatu
lizbońskiego. Jeśli Kaczyński definitywnie poprze Irlandię i prezydenta
Czech V. Klausa w ich odrzuceniu traktatu lizbońskiego, to da
jednoznaczny dowód swego opowiedzenia się za suwerennością Polski, za
„Europą Narodów". Jeśli natomiast ugnie się pod dyktatem Brukseli i
podpisze się pod ratyfikacją traktatu, to zarazem poprze szkodzące
Polsce takie siły jak SLD i PO i straci zaufanie wśród twardej prawicy
narodowej. Apelujemy do PiS-u i prezydenta L. Kaczyńskiego, aby
dokonali jednoznacznego wyboru na rzecz polskich interesów narodowych,
na rzecz przyszłości suwerennej Polski.
Szanowni Przywódcy PIS-u! Zwracamy się do Was z krytyką w wielu
sprawach, ale jest to krytyka prawdziwie życzliwa, połączona z licznymi
propozycjami, których realizacja wzmocniłaby PiS i popularność Waszej
partii. Od Was tylko zależy, czy skorzystacie z tych propozycji, a
przynajmniej czy poddacie je rzeczowej dyskusji. Pamiętajcie jednak,
nic nie usprawiedliwi Waszej ewentualnej decyzji o całkowitym
zlekceważeniu naszych uwag i pominięciu ich milczeniem. Równocześnie
zaś jesteśmy pewni, że ewentualne przychylne ustosunkowanie się
przywódców PiS-u do naszych propozycji i ich realizacja będzie
wyłącznie korzystne dla miejsca Prawa i Sprawiedliwości w polskim życiu
publicznym.
Ze swej strony, jako Ruch Przełomu Narodowego będziemy zawsze gotowi
do współdziałania z PiS-em w politycznej walce przeciwko PO, SLD i
innym siłom broniącym patologii III RP.
W imieniu Zarządu Głównego Ruchu Przełomu Narodowego
Jerzy Robert Nowak - prezes
Krzysztof Kawęcki - wiceprezes
Władysław Kucia- wiceprezes
Stefan Stępkowski - sekretarz