Archiwum 21 sierpnia 2008


sie 21 2008 List otwarty Ruchu Przełomu Narodowego do...
Komentarze: 0

 

Warszawa, 12 sierpnia 2008

 

Wywodzimy się ze środowisk patriotycznych, które w 2005 roku z radością powitały zwycięstwo PiS-u nad PO i Lecha Kaczyńskiego nad Donaldem Tuskiem. Zwycięstwo to wiązało się z powszechnymi nadziejami na głębokie, przełomowe zmiany i byłoby niemożliwe bez poparcia wyborczego dla PiS i L. Kaczyńskiego, udzielonego przez szersze kręgi poza-PiS-owskiego twardego elektoratu antykomunistycznego i chrześcijańsko-patriotycznego, w tym rzesz słuchaczy Radia Maryja. Nader bliskie nam były i są idee likwidacji drastycznych patologii III Rzeczypospolitej, w tym przestępczego „układu", dominującego w życiu publicznym. Szczególnie gorąco popieraliśmy wysiłki PiS-u dla oczyszczenia polskich sądów i prokuratur z tak ciężkich patologii. Popieraliśmy głoszoną przez PiS ideę Polski Solidarnej wbrew ideom liberalnym, widząc w tym szansę zmniejszenia drastycznych nierówności społecznych, występujących w Polsce. Popieraliśmy głoszone przez PiS idee powrotu do poszanowania interesów narodowych w polityce zagranicznej i wewnętrznej, troskę o politykę historyczną i przywracanie godności narodowej Polaków. Za szczególnie ważny uważaliśmy PiS-owski postulat odejścia od prowadzenia polityki zagranicznej „na klęczkach".

Po wyborach stanowczo wspieraliśmy PiS i prezydenta L. Kaczyńskiego w obliczu nieustającej, nikczemnej nagonki zwolenników starych układów, dominujących w polskojęzycznych mediach.

Z zadowoleniem wspieraliśmy wszystkie kroki PiS-u, zmierzające do naprawy sytuacji w sądownictwie, gospodarce, mediach, służbie zdrowia, etc. Za szczególnie ważne uważaliśmy działania ministra sprawiedliwości Z. Ziobro dla rozbicia najgroźniejszych polskich patologii - w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości. Za nader ważną sprawę uznaliśmy zaostrzenie nowej polityki karnej, ukształtowanie się atmosfery, w której wyraźnie nasilił się strach przed złapaniem na korupcji. Towarzyszyły temu takie konkretne działania, jak rozbicie mafii paliwowej, aresztowanie paru dyrektorów w Ministerstwa Finansów, uderzenie w tak grubą rybę jak b. senator Stokłosa. Nader cenne były działania szefa resortu sprawiedliwości, przeciwstawiające się zamykaniu się korporacji sędziowskich i adwokackich, działania na rzecz otwarcia szans dla młodych prawników. Popieraliśmy wszystkie działania, zmierzające do odejścia od dotychczasowego, skrajnie liberalnego kodeksu karnego, wprowadzenie sądów 24-godzinnych, etc. Za szczególnie ważne uważaliśmy działania ministra A. Macierewicza dla rozwiązania tak skompromitowanej struktury, jak Wojskowe Służby Informacyjne i stworzenie Centralnego Biura Antykorupcyjnego pod kierownictwem M. Kamińskiego. Zdecydowanie pozytywnie należy oceniać jednoznaczną politykę PiS-u na rzecz przyśpieszenia tak długo hamowanych rozliczeń ze zbrodniami komunizmu i wzmocnienie pozycji Instytutu Pamięci Narodowej. Wysoko ocenić należy również stanowcze poparcie PiS-u dla lustracji. W tym przypadku wypada jednak stwierdzić, że prezydent

L. Kaczyński pod wpływem B. Borusewicza popełnił poważny błąd, modyfikując pierwotny projekt ustawy lustracyjnej. Ułatwiło to utrącenie tej ustawy przez Trybunał Konstytucyjny.

W sferze gospodarczej za szczególnie istotne uważaliśmy zablokowanie przez PiS polityki złodziejskiej prywatyzacji. Doszło wreszcie przynajmniej do częściowego odsunięcia zwolenników

L. Balcerowicza w różnych kierunkach gospodarki i bankowości. Zapobieżono groźbie upadku żeglugi morskiej. Poprawiła się sytuacja w resorcie ochrony środowiska. Szansą na rozbicie wszechmocnej dotąd biurokracji stawał się przygotowywany tzw. Pakiet Kluski. Zaczęto wreszcie bardziej zdecydowanie stawać w obronie polskich postulatów w negocjacjach z Unią Europejską. Rządząca ekipa PiS-u po raz pierwszy od lat zaczęła mocno akcentować rolę polityki historycznej i obrony polskiego dziedzictwa kulturowego, przeciwstawiania się antypolonizmowi. Ze szczególną satysfakcją przyjmowaliśmy wypowiedzi przywódcy PiS-u J. Kaczyńskiego, demaskujące fatalne skutki oddziaływania dziedzictwa Komunistycznej Partii Polski w mediach czy życiu kulturalnym, jednoznaczne potępienie tak szkodliwej roli „Gazety Wyborczej" (stwierdzenie J. Kaczyńskiego: „im słabsza „Wyborcza", tym lepiej dla Polski"). Z nieukrywaną radością reagowaliśmy na prowadzoną przez prezydenta L. Kaczyńskiego nową politykę odznaczeniową, zmierzającą do uhonorowania jakże wielu, niesłusznie dotąd pomijanych, zasłużonych działaczy opozycyjnych, od małżeństwa Gwiazdów i A. Walentynowicz, po ludzi „Solidarności Walczącej", udział prezydenta RP przy odsłonięciu pomnika tak niesłusznie oczernianego za rzekomy antysemityzm dowódcy partyzanckiego Józefa Kurasia („Ognia"). Cieszyliśmy się, ze w miejsce odrzucanych pseudoautorytetów w stylu T. Mazowieckiego, W. Bartoszewskiego czy L. Balcerowicza zaczęto uwypuklać prawdziwie wielkie autorytety intelektualne w stylu profesorów A. Nowaka, Z. Krasnodębskiego, W. Kieżuna czy A. Zybertowicza. Cieszyło nas zdecydowane przeciwstawianie się przywódcy PiS-u J. Kaczyńskiego próbom izolowania Radia Maryja, docenienie jego roli jako bardzo ważnego, wolnego głosu Polaków w eterze (vide przemówienie premiera J. Kaczyńskiego podczas XV Pielgrzymki Radia Maryja na Jasną Górę w lipcu 2007 r., ze słynnym stwierdzeniem: „Tu jest Polska"). Obserwowaliśmy pierwsze, choć za mało zdecydowane próby przełamania monopolu mediów liberalnych i lewicowych, cząstkowe zmiany w telewizji (dekomunizacyjne działania B. Wildsteina), pojawienie się nowych, nie związanych z dotychczasowymi układami, ludzi w telewizji i radiu publicznym.

Pozytywnie ocenialiśmy również zmiany w Ministerstwie Edukacji Narodowej, zmierzające do położenia kresu atmosferze „luzu" w szkołach i przywrócenie autorytetu nauczycieli. Wspieraliśmy podejmowane wreszcie pierwsze kroki dla przywrócenia polityki prorodzinnej, począwszy od wprowadzenia tzw. becikowego. Wysoko ocenialiśmy działania ministra zdrowia Z. Religi, zmierzające do wyciągnięcia polskiego szpitalnictwa ze stanu zapaści, spowodowanego przez rządy postkomunistyczne. Wysoko ocenialiśmy działania prezydenta L. Kaczyńskiego i premiera J. Kaczyńskiego, zmierzające do dużo wyraźniejszego niż dotąd, eksponowania polskich interesów narodowych na arenie międzynarodowej. Szczególnie widoczne było to w sferze polityki wobec Niemiec, gdzie nastąpiło zdecydowane odejście od lansowania tak długo, ze szkodą dla Polski, mitu o rzekomym pełnym pojednaniu Polski i Niemiec. Mitu, który w rzeczywistości maskował wyraźne uzależnianie Polski od zachodniego sąsiada. Dodajmy do tego próbę realizacji suwerennej polityki wschodniej, poprzez m.in. budowanie bezpieczeństwa energetycznego Polski, przeciwstawianie się w UE celom ekspansywnej polityki rosyjskiej, umacnianie zbliżenia z Ukrainą, krajami bałtyckimi i Gruzją.

Pomimo omawianej tu satysfakcji z osiągnięć polityki PiS-u w niektórych dziedzinach, od początku dostrzegaliśmy również i rzeczy budzące nasz niepokój. Należało do nich m.in. nie przeprowadzenie autentycznego Bilansu Otwarcia, dokładnie wyliczającego zestaw szkód, powstałych w efekcie postkomunistycznych rządów. Widzieliśmy, jak często w praktyce nowych rządów zmiany były tylko pozorowane w stylu polityki „yes, yes, yes" K. Marcinkiewicza. Negatywnie ocenialiśmy niepotrzebne kompromisy z ludźmi, będącymi eksponentami liberalno-lewicowych środowisk politycznych (S. Meller, B. Borusewicz, i in.), łże-prawicy (R. Sikorski i K.M. Ujazdowski).

Zdumiewała nas szokująca pasywność w stosunku do starych, nieraz agenturalnych, struktur w MSZ i na placówkach dyplomatycznych, nadal zdominowanych przez ludzi Geremka, Cimoszewicza i Kwaśniewskiego. Szczególnie zaszokowało nas bezkarne dopuszczenie w MSZ do wydania po angielsku broszury, faktycznie popularyzującej poglądy polakożercy J.T. Grossa, czy niczym nie uzasadnione wdawanie się w negocjacje z żydowskimi szantażystami, na czele z osławionym złodziejem I. Singerem. Za szczególnie niepokojące uważaliśmy prowadzenie przez ludzi PiS-u, a zwłaszcza prezydenta L. Kaczyńskiego, negocjacji w duchu akceptacji tak niekorzystnego dla nas traktatu - dyktatu lizbońskiego. Szokowała nas zadziwiająca bierność ludzi Marcinkiewicza w gospodarce (vide m.in. powolność w uwalnianiu PZU od Eureko), brak radykalnego rozliczenia się z oszukańczymi przedsięwzięciami zagranicznymi na terytorium Polski. Generalnie zdumiewała nas zbytnia powolność zmian w różnych sferach życia publicznego, tolerowanie skrajnie dużych ilości przedstawicieli starych sił na odpowiedzialnych stanowiskach, to, że PiS w istocie „szczekał, a nie gryzł". Niepokoił nas szokujący niekompetencją „dwór" prezydenta L. Kaczyńskiego, na czele z jawnie szkodzącą wewnętrznym i zewnętrznym interesom Polski E. Juńczyk-Ziomecką.

Bardzo duże wątpliwości budził u nas stan terenowego aparatu partyjnego PiS-u, którego przeważająca część była i jest zorientowana wyłącznie na usilne zabiegi o względy zwierzchników, a nie na powiększenie społeczno-politycznego zaplecza swej partii. W rezultacie nie potrafiono przyciągnąć i zagospodarować ogromnej części cennych ludzi ze starszych i średnich pokoleń w LPR, którzy opuścili tę partię, zniesmaczeni postępowaniem giertychowskiego kierownictwa. Częstokroć na to zamykanie się aparatczyków PiS-u przed napływem uzdolnionych ludzi z LPR i innych środowisk wpływał strach przez ewentualną konkurencją. Brak poszerzania zaplecza społeczno-politycznego dla rządów PiS-u był szczególnie groźny w sytuacji, gdy rządy te stały w obliczu skoncentrowanych przeciwdziałań wrogów reform. Byli oni i są bardzo mocno usadowieni w strukturach gospodarczych, w mediach, w sądownictwie, w Trybunale Konstytucyjnym i w Sadzie Najwyższym, wśród wielkiej części dziennikarzy i naukowców, panicznie bojących się gruntownej lustracji, a zwłaszcza pełnego otwarcia archiwów IPN-u. Dodajmy do tego inspirowaną przez „donosy z Polski" nagonkę na Kaczyńskich ze strony wielkiej części mediów zagranicznych. W obliczu tak wielu przeszkód i tak wielu wrogów, tym większym błędem PiS-u okazał się wspomniany brak troski o stworzenie jak najszerszego zaplecza społecznego dla planowanych reform, których przeprowadzenie okazywało się niemożliwe wyłącznie w oparciu o jedną partię, czy bardzo chybotliwą koalicję rządzącą. Szczególnie ciężkim błędem w tej sytuacji było nie podjęcie przez PiS, wysuwanego od początku rządów tej partii, projektu stworzenia jak najszerszego ruchu na rzecz IV Rzeczypospolitej. Inicjatywa ta znalazła później wyraz poprzez stworzenie naszego Ruchu Przełomu Narodowego w diametralnie odmiennej sytuacji po październikowych wyborach 2007 roku. Zaniedbano również dotarcie do młodzieży poprzez połączenie ogromnie intensywnych działań dla przedstawienia zagrożeń dla patriotyzmu ze strony krajowego i zagranicznego antypolonizmu z ustokrotnionymi działaniami dla demaskowania różnych „czerwonych dynastii" i ich liberalno-lewicowych sojuszników.

Nie zrealizowano na czas wielu spraw, nie cierpiących zwłoki. M.in. nie wprowadzono jakiejś formy ustawy dekomunizacyjnej, nie pozbawiono uprzywilejowanych emerytur oficerów SB oraz stalinowskich sędziów i prokuratorów, nie dokonano uregulowania sprawy ksiąg wieczystych na Ziemiach Odzyskanych, etc. Nie usunięto ambasadorów - szkodników, w tym szczególnie niebezpiecznej jako posła przy Watykanie - H. Suchockiej.

Wszystkie te sprawy nie pozostały bez wpływu na tak fatalną w skutkach przegraną przez PiS kampanię wyborczą 2007 roku. W PiS-ie nie potrafiono się jednak zdobyć na rozliczenie wszystkich winnych przegranej, od osławionych spindoktorów począwszy, po warszawskich aparatczyków PiS-u, którzy nie potrafili nawet zebrać 3 tysięcy głosów dla poparcia b. premiera J. Olszewskiego. Klęska wyborcza, jak dotąd, nie obudziła w pełni PiS-u. Należy oczywiście docenić pełnię wysiłków w kampanii b. premiera J. Kaczyńskiego w terenie, zmierzającej do umocnienia tożsamości i zwartości ideowej swojej partii. Nie idzie z tym jednak w parze, niestety, tak potrzebna gruntowna reforma struktur wewnętrznych PiS-u, postawienie w dużo większym stopni na ludzi kompetentnych, a nie na potulnych aparatczyków, dla których „dzień bez pochlebstw jest dniem straconym". Nie zrobiono tak potrzebnego Bilansu Otwarcia, który pokazałby wszystkie konkretne dokonania w ciągu 2 lat rządu PiS-u, np. konkretne efekty działań resortu sprawiedliwości. A równocześnie przedstawienia w tym Bilansie również tego wszystkiego, co było przygotowywane do realizacji w szufladach ministrów PiS-u, a czego nie zdołano zrealizować. Nie znamy np. w ogóle treści proponowanego pakietu reform R. Kluski. Co najgorsze, PiS, kierowany przez najwybitniejszego niegdyś stratega opozycji J. Kaczyńskiego, jakoś nie potrafił jak dotąd stać się prawdziwie silną opozycją do rządów PO. Jest to wręcz zdumiewające w sytuacji, gdy Platforma popełniła tak wiele ciężkich błędów, wprost wystawiając się na ataki. PiS nie potrafiła nawet zareagować z odpowiednią siła na tak groźne dla Polski publiczne zaanonsowanie przez rząd Tuska planu sprywatyzowania (przypuszczalnie za bezcen) ponad 700 przedsiębiorstw państwowych i jednego wielkiego banku.

W sytuacji, gdy rząd PO jest tak niekompetentny i pozbawiony osobowości intelektualnych, PiS i prezydent L. Kaczyński nie zdobyli się na zdecydowane działania, które pokazałyby prawdziwe programowe walory PiS-u i jego zwolenników. Myślimy tu o niewykorzystaniu przez PiS i prezydenta RP wysuwanego od tylu miesięcy projektu stworzenia przy prezydencie Kaczyńskim rady intelektualistów. Mogłoby wejść do niej z 20-30 profesorów lub innych ekspertów o wyraźnie patriotycznej i prawicowej opcji (m.in. profesorowie: A. Nowak, Z. Krasnodębski, W. Kieżun., A. Zybertowicz, czy bliscy Radiu Maryja profesorowie J. Kawecki, Z. Jacyna-Onyszkiewicz, B. Wolniewicz, R. Broda, D. Sankowski, R. Kozłowski i in.). Rada zbierałaby się raz w miesiącu na całodniową dyskusję wokół jednego czy dwóch tematów, których omówienie byłoby publicznie nagłaśniane. Miałoby to bardzo wielkie znaczenie dla pokazania siły intelektualnej prawej strony, w tym samego PiS-u. Okazałoby się, że wbrew oskarżeniom przeciwników PiS-u, w partii tej naprawdę liczą się mózgi, a nie tylko dworskie intrygi. Stanowiłoby to też znakomite przeciwstawienie się totalnemu marazmowi intelektualnemu Platformy i na pewno odegrałoby znaczący wpływ na przyciągnięcie wielu środowisk intelektualnych do PiS-u. Zdumiewa fakt, że w kręgach PiS i prezydenta RP nie zrobiono niczego dla podjęcia i zrealizowania tej inicjatywy. Czy dzieje się tak dlatego, , bo boi się jej jak ognia babiniec, tworzący trzon prezydenckiego „dworu" - ze strachu przed utratą swych wpływów.

W polityce zagranicznej prezydent Kaczyński zaznaczył się stosowaniem zasady „jestem za, a nawet przeciw" w sprawie traktatu lizbońskiego. Jego kolejne, sprzeczne decyzje w tej kwestii, ciągłe wahania, grożą zaprzepaszczeniem dla PiS-u prawdziwie wielkiej szansy dla tej partii. Szansy skupienia wokół siebie ogromnej rzeszy polskich przeciwników dyktatu brukselskiego i obrońców suwerenności Polski. Prawdziwie żałosną kompromitacją zaś było zachowanie się prezydenta L. Kaczyńskiego w sprawie obchodów 65-lecia ludobójstwa, popełnionego na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej przez ukraińskich nacjonalistów. Prezydent Kaczyński dołączył w tej sprawie do jakże niechlubnego zachowania premiera Tuska, całego rządu i parlamentu RP, które powstrzymały się od jakiegokolwiek udziału w obchodach tej tak ważnej, tragicznej rocznicy. Prezydent odszedł w ten sposób niegodnie od jakże celnego i jednoznacznego potępienia ludobójstwa na Wołyniu, wyrażonego 5 lat temu w Sejmie przez jego brata - Jarosława.

Żałujemy również, że Prezydent wykazuje niezrozumiałą pasywność w sprawie uczczenia pamięci paruset tysięcy Polaków więzionych i mordowanych w KL Warschau. Stoi to w jaskrawej sprzeczności z jego wielkimi zasługami w uhonorowaniu pamięci Powstania Warszawskiego. Dzisiaj z ogromną troską odnosimy się również do zapowiedzi uczestnictwa Pani Prezydentowej Marii Kaczyńskiej w III Kongresie Kultury Chrześcijańskiej w Lublinie we wrześniu tego roku. Kongres ten jest organizowany pod auspicjami abp. J. Życińskiego, aż nadto znanego ze skrajnego, tendencyjnego upolitycznienia w duchu „Gazety Wyborczej", tak wrogiej przecież braciom Kaczyńskim i całemu PiS-owi. Organizowany przez abp. Życińskiego Kongres ma być ukierunkowany głównie na tropienie rzekomego „antysemityzmu" w Polsce. Nieprzypadkowo wśród jego uczestników mają być dziennikarki, znane ze szczególnego lewacko-libertyńskiego zacietrzewienia: M. Olejnik i W. Kolenda-Zaleska oraz tak skompromitowany ostatnimi wystąpieniami L. Wałęsa. Obawiamy się, że podczas Kongresu może dojść do próby wmontowania Pani Prezydentowej w mało chlubne lewicowo-liberalne przedsięwzięcia.

W najbliższym czasie wiele będzie zależeć od stanowiska PiS-u w sprawie roszczeń żydowskich, które staną się prawdziwym zagrożeniem dla gospodarki polskiej jesienią tego roku - w związku z ustawą planowaną przez rząd Tuska. Apelujemy do władz PiS-u, aby ich partia odegrała możliwie jak największą rolę w ostatecznym zablokowaniu tych roszczeń - wbrew wzmożonym presjom z zagranicy. Liczymy również, że PIS nadal będzie konsekwentnie kontynuował swą politykę blokowania roszczeń niemieckich na Ziemiach Odzyskanych.

Zdumiewająca pasywność PiS-u może stać się przyczyną utraty wpływów tej partii nawet wśród tak pewnego jak dotąd jej elektoratu, jak Polonia w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Z jednej strony wśród polonijnych kręgów w Ameryce Północnej wzmacniają się wpływy osób, krytykujących PiS za przedwczesne wybory, coraz silnie rozbrzmiewają zarzuty, jakoby PiS „przegrał na życzenie". Głosy te lansują tezę, jakoby nie ma większych różnic między PiS a PO, z którą PiS chciał niegdyś wejść w koalicję. Z drugiej strony zaś od miesięcy zarysowuje się coraz niebezpieczniejsze i coraz skuteczniejsze zarazem przeciąganie władz Kongresu Polonii Amerykańskiej na rzecz Tuska i jego rządu. Prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej F. Spula, jako pierwszy zaczął wyraźnie zwracać się w stronę PO i Tuska. Dochodzą wieści o planowanej na jesień wizycie premiera Tuska i ministra Sikorskiego w USA. Ma ona wesprzeć Spulę w kolejnych wyborach na prezesa KPA, a zarazem w decydujący sposób przeciągnąć go na stronę Platformy. Nasuwa się pytanie, czy PiS zdobędzie się na stanowcze przeciwdziałanie dla utrącenia tych planów Tuska. Choćby przez tylekroć przez nas postulowaną kilkutygodniową (a nie kilkudniową) wizytę J. Kaczyńskiego w USA. Wizytę, składającą się z codziennych, wielotysięcznych wieców. Wizytę, która mogłaby zapoczątkować „odbijanie Polski" poprzez pełny triumf strony patriotycznej wśród Polonii.

W wielu wpływowych mediach ( m.in. w „Gazecie Wyborczej", „Rzeczpospolitej", „Polityce" „Newsweek"-u) od dłuższego czasu stara się w dość szczególny sposób oddziaływać na politykę PiS-u, by skierować tę partię w kierunku liberalno-lewicowym, kosztem związków z twardą prawicą. Liczni autorzy ze wspomnianych mediów powtarzają wciąż jak swoistą mantrę jedną i tę samą śpiewkę na temat drogi, jaką powinien wybrać - według nich - PiS. Głoszą: po wyborach październikowych 2007 roku, na skutek katastrofy LPR, faktycznie nie istnieje na polskie scenie politycznej żadna partia prawicowa poza PiS-em. W tej sytuacji żelazny elektorat antykomunistyczny, w tym radiomaryjny, jest jakoby z musu skazany na PiS, nie ma w ogóle innego wyboru poza popieraniem PiS-u. W tej sytuacji PiS, mając faktycznie w kieszeni poparcie elektoratu antykomunistycznego, nie musi wcale zabiegać nadal o jego poparcie. Przeciwnie, teraz PiS powinien zwrócić się w stronę centrum i lewicy, winien zabiegać przede wszystkim o ich poparcie, jeśli chce się wzmocnić jako partia polityczna (np. profesor J. Staniszkis wręcz zachęca PiS, by stał się partią liberalną!).

Głosicieli tego typu poglądów w mediach i tych, którzy chcieliby ich posłuchać w PiS-ie zapewniamy: PiS nie ma już zapewnionego raz na zawsze bezwarunkowego poparcia elektoratu antykomunistycznego, w tym środowisk radiomaryjnych. Takie poparcie w ciemno było udzielane w poprzednich latach, ale pasmo błędów PiS-u sprawiło, że już na przyszłość takiego bezwarunkowego poparcia nie będzie. Ani dla PiS-u, ani dla prezydenta L. Kaczyńskiego. - „To se ne vrati"" - jak mówią nasi czescy przyjaciele. Teraz PiS musi sobie zasłużyć na takie poparcie, i może je wywalczyć tylko całkowitą jednoznacznością, w myśl zasady „tak-tak, nie-nie". Decydującym sprawdzianem w tym względzie będzie zachowanie prezydenta L. Kaczyńskiego w sprawie traktatu lizbońskiego. Jeśli Kaczyński definitywnie poprze Irlandię i prezydenta Czech V. Klausa w ich odrzuceniu traktatu lizbońskiego, to da jednoznaczny dowód swego opowiedzenia się za suwerennością Polski, za „Europą Narodów". Jeśli natomiast ugnie się pod dyktatem Brukseli i podpisze się pod ratyfikacją traktatu, to zarazem poprze szkodzące Polsce takie siły jak SLD i PO i straci zaufanie wśród twardej prawicy narodowej. Apelujemy do PiS-u i prezydenta L. Kaczyńskiego, aby dokonali jednoznacznego wyboru na rzecz polskich interesów narodowych, na rzecz przyszłości suwerennej Polski.

Szanowni Przywódcy PIS-u! Zwracamy się do Was z krytyką w wielu sprawach, ale jest to krytyka prawdziwie życzliwa, połączona z licznymi propozycjami, których realizacja wzmocniłaby PiS i popularność Waszej partii. Od Was tylko zależy, czy skorzystacie z tych propozycji, a przynajmniej czy poddacie je rzeczowej dyskusji. Pamiętajcie jednak, nic nie usprawiedliwi Waszej ewentualnej decyzji o całkowitym zlekceważeniu naszych uwag i pominięciu ich milczeniem. Równocześnie zaś jesteśmy pewni, że ewentualne przychylne ustosunkowanie się przywódców PiS-u do naszych propozycji i ich realizacja będzie wyłącznie korzystne dla miejsca Prawa i Sprawiedliwości w polskim życiu publicznym.

Ze swej strony, jako Ruch Przełomu Narodowego będziemy zawsze gotowi do współdziałania z PiS-em w politycznej walce przeciwko PO, SLD i innym siłom broniącym patologii III RP.

 

W imieniu Zarządu Głównego Ruchu Przełomu Narodowego

Jerzy Robert Nowak - prezes

Krzysztof Kawęcki - wiceprezes

Władysław Kucia- wiceprezes

Stefan Stępkowski - sekretarz

 

 

 

mojaojczyzna : :
Polska 
sie 21 2008 Kiedyś w SB, dziś w adwokaturze
Komentarze: 0


Były funkcjonariusz SB z Radomia Kazimierz Rojewski, który kierował grupą śledczą przesłuchującą uczestników Czerwca �76, jako radca prawny w sądzie ma bronić interesów Poczty Polskiej w procesie, jaki wytoczył jej były pracownik. Mężczyzna był w latach 80. przesłuchiwany w związku z działalnością w podziemnej "Solidarności" przez... Rojewskiego

 

Kazimierz Rojewski, były funkcjonariusz milicji i SB, zasłynął jako szef specjalnej grupy śledczej, która przesłuchiwała uczestników robotniczego protestu w Radomiu z 25 czerwca 1976 roku. Teraz jako radca prawny ma reprezentować oddział Poczty Polskiej w Radomiu w procesie o wypłatę zaległych pieniędzy, jaki wytoczył jej były pracownik. To będzie już ich drugie spotkanie: w latach 80. Rojewski przesłuchiwał mężczyznę w związku z jego działalnością w podziemnej "Solidarności". Dyrekcja Poczty tłumaczy, że nie zatrudniała Kazimierza Rojewskiego - jest on pracownikiem kancelarii, która wygrała przetarg na obsługę prawną Poczty. Ale będzie nakłaniać kancelarię, żeby skierowała do firmy innego prawnika.

- To skandal, nigdy nie przypuszczaliśmy, że dojdzie do takiej sytuacji, aby ktoś taki jak Kazimierz Rojewski pracował na rzecz państwowej firmy. Jeśli pracuje on dla prywatnej firmy, to jest jej sprawa, ale w przedsiębiorstwach publicznych powinny funkcjonować inne standardy - mówi Zdzisław Maszkiewicz, przewodniczący Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność" Ziemia Radomska.
Trudno się dziwić irytacji przewodniczącego, zważywszy na rolę Kazimierza Rojewskiego w latach 70. i 80. w Radomiu. Był on w tym czasie funkcjonariuszem MO i SB, kierował wydziałem śledczym w Komendzie Wojewódzkiej MO w latach 70. Nazwisko Rojewskiego stało się znane po wydarzeniach z 25 czerwca 1976 roku. W Radomiu doszło wtedy do protestu robotników przeciwko komunistycznej władzy (bunt wybuchł na wieść o drastycznych podwyżkach cen żywności), który został brutalnie spacyfikowany: Wielu ludzi spotkały represje - osławione "ścieżki zdrowia" (polegające na biciu pałkami milicyjnymi aresztanta biegnącego pomiędzy dwoma szeregami bijących), kary więzienia, wyrzucanie z pracy.
Major Kazimierz Rojewski jeszcze dzień przed protestem, 24 czerwca 1976 r., został wyznaczony przez komendanta wojewódzkiego MO w Radomiu pułkownika Mariana Mozgawę na kierownika specjalnej grupy śledczej, która potem przesłuchiwała rzeczywistych i domniemanych uczestników protestu. Z relacji świadków wynika, że śledczy działali brutalnie, tolerowali bicie przesłuchiwanych, których poddawano także "ścieżkom zdrowia" i innym szykanom. Na podstawie decyzji grupy śledczej wiele osób było bezprawnie przetrzymywanych w więzieniach.
W 2001 r. Rojewski zasiadł na ławie oskarżonych z trzema innymi wysokimi funkcjonariuszami MO, SB i Służby Więziennej, których oskarżono o bezprawne działania w związku z wydarzeniami Czerwca �76. Żaden z nich nie trafił za kratki, ale Rojewskiego i drugiego z oskarżonych uznano za winnych bezprawnego przetrzymywania 53 osób. Jednak postępowanie wobec niego umorzono z powodu przedawnienia.
Sam zainteresowany cały czas konsekwentnie podczas procesu zaprzeczał, że on lub jego podwładni łamali prawo, że dochodziło do bicia czy poniżania zatrzymanych. Twierdził też, iż nic nie słyszał o "ścieżkach zdrowia" i nic takiego nie miało miejsca. Nie krył niezadowolenia z wyroku, ponieważ żądał uniewinnienia, a nie umorzenia sprawy z powodu przedawnienia. Z racji swojej znaczącej pozycji w radomskiej SB Kazimierz Rojewski stał się także jednym z "bohaterów" wystawy "Twarze radomskiej bezpieki", jaką przed wakacjami otwarto w Radomiu.
Po odejściu ze służby Kazimierz Rojewski zaczął pracować w adwokaturze. Nie afiszował się specjalnie ze swoją przeszłością, ale też nie ukrywał faktu "służby w organach bezpieczeństwa", gdy przyszło mu składać jako adwokatowi oświadczenie lustracyjne.
Rojewski, mimo przejścia na emeryturę, nie przerwał aktywności prawniczej. Dlatego działacze "Solidarności" nie kryli zdumienia, gdy dowiedzieli się, że przyjdzie im stanąć w sądzie naprzeciw byłego naczelnika wydziału śledczego KW MO. Ma on reprezentować Pocztę Polską w procesie, który przedsiębiorstwu wytoczył jeden z pracowników. - Najgorsze w tym wszystkim jest jeszcze to, że ten pan będzie występował w sądzie przeciwko osobie, którą przesłuchiwał w latach 80. za działalność w podziemnej "Solidarności" - podkreśla Zdzisław Maszkiewicz. - Nie wiem nawet, jak nazwać taką sytuację, jak będzie się czuł ten człowiek, gdy znowu stanie oko w oko z Kazimierzem Rojewskim - dodaje.
"Solidarność" jest także zbulwersowana faktem, że szefowie Poczty Polskiej w Radomiu przydzielili Kazimierzowi Rojewskiemu ten sam pokój, w którym urzęduje komisja zakładowa związku - choć mecenas pracuje w nim w innych godzinach niż działacze "Solidarności".
Sprawą Kazimierza Rojewskiego są zaskoczeni szefowie Poczty Polskiej. Elżbieta Mroczkowska, regionalny rzecznik prasowy Poczty Polskiej w Lublinie, powiedziała nam, że nie jest on pracownikiem przedsiębiorstwa. Jak więc znalazł się w Poczcie Polskiej? - Pan Rojewski jest zatrudniony przez kancelarię, która rok temu wygrała przetarg na obsługę prawną Poczty, i to przez kancelarię został do nas skierowany - tłumaczy Elżbieta Mroczkowska. Rzecznik podkreśliła, iż dyrektor oddziału nie miał wiedzy na temat niechlubnej przeszłości Kazimierza Rojewskiego. Ale próbowano tę sprawę wyjaśnić kilka dni temu po emisji w telewizji filmu na temat Czerwca �76, gdzie przedstawiono rolę Rojewskiego w tych wydarzeniach. Zainteresowany przebywa jednak na urlopie i nie ma z nim kontaktu. Elżbieta Mroczkowska zapewnia, że ta sprawa nie zostanie tak zostawiona i Poczta będzie występować do kancelarii, aby skierowała do obsługi tej firmy innego prawnika.

 

 

 

mojaojczyzna : :
sie 21 2008 Otrzymaliśmy
Komentarze: 0

LIST OTWARTY



JE Rektor Katolickiego
Uniwersytetu Lubelskiego
ks. prof. dr hab. Stanisław Wilk



Niniejszym składam protest przeciwko promocji na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim środowisk ateistycznych, występujących na co dzień przeciwko Kościołowi, wierze i etyce katolickiej, jak również prawu naturalnemu.
Do udziału w mającym odbyć się III Kongresie Kultury Chrześcijańskiej zaproszeni zostali prelegenci związani z ateistyczną "Gazetą Wyborczą" oraz telewizją TVN, co w odbiorze społecznym nosi znamiona prowokacji i szyderstwa.
Ku przypomnieniu oczywistych faktów, to środowisko "Gazety Wyborczej" na całej linii wspiera działania sprzeczne z moralnością i prawem naturalnym: promując aborcję, antykoncepcję, homoseksualizm, życie w konkubinatach, rozwody, a nawet eutanazję. To "Gazeta Wyborcza" podżegała do zabicia nienarodzonego dziecka uczennicy "Agaty". To ona specjalizuje się w szydzeniu z wiary katolickiej. (...) Biorąc pod uwagę jej ideologiczne korzenie, działania te nie dziwią, przeraża natomiast wprowadzanie tej "piątej kolumny" w mury katolickiej uczelni.
Podobnie TVN - to telewizja promująca pornografię i inne formy przemocy, stacja programowo walcząca z Kościołem.
Czy prelegenci tacy jak Monika Olejnik oraz Katarzyna Kolenda-Zaleska, związani z tymi mediami, to naprawdę odpowiednie wzory dla młodzieży akademickiej KUL? To przecież Monika Olejnik razem z Marią Kaczyńską wystąpiła z inicjatywą skandalicznego apelu o niewprowadzanie zmian w Konstytucji, mających zapewnić pełną ochronę życia.
Niestety, to nie jedyne, choć może jaskrawe przykłady promowania postaw przeczących kulturze katolickiej w ramach planowanego Kongresu. (...) W związku z planowanym uwiarygodnianiem mediów walczących z Bogiem i Kościołem protestuję i wnoszę o wycofanie z udziału w konferencji prelegentów, którzy swoim postępowaniem przeciwko wierze i etyce katolickiej dają naganny przykład, nie tylko studentom tej uczelni. (...)



Z poważaniem
dr hab. Andrzej Lewandowicz, Warszawa






 

mojaojczyzna : :
sie 21 2008 Otrzymaliśmy
Komentarze: 0

Pan Lech Kaczyński,
Prezydent RP


Panie Prezydencie!

Głęboki niepokój o rzeczywistą wolność Polaków we własnym kraju budzi zbliżona do ubeckiej postawa służb specjalnych wobec dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego, zaangażowanego w dochodzenie ciemnych spraw w działalności tych służb. Oczywiste tworzenie pozorów przestępstwa, radykalne, zastraszające kroki prawne, jakich nie spotykamy nawet wobec najcięższych przestępców, wskazują, że w Polsce można zgnieść człowieka, nie licząc się z zasadami sprawiedliwości. W tej Polsce, w której równocześnie niejeden przestępca w majestacie lub bierności prawa unika kary, w tej Polsce, w której mało jest dziennikarzy odważnych, a wielu, niestety, dyspozycyjnych wobec niepolskich mocodawców.
Takie zdarzenia jak represje wobec dziennikarza dowodzą, że służby, skrywając się za "tajnością", mogą robić ze społeczeństwem, co im się podoba. Stąd prosty wniosek, że nie są one w harmonii z interesem Narodu usytuowane i umocowane prawnie. Jawi się konieczność zbadania i rewizji tych regulacji prawnych, które wyznaczają ramy swobody działania służb i nadzór nad nimi.
Przedstawiam ten osąd Panu Prezydentowi celem rozważenia stosownej inicjatywy ustawowej, sądząc, że nie jestem unikalnym głosem w tej kwestii.



Z poważaniem
Leszek Kotlarski, Kraków



 

mojaojczyzna : :
Polska 
sie 21 2008 Polska z tarczą
Komentarze: 0

Podpisanie polsko-amerykańskiej umowy o budowie w naszym kraju elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej zamyka bardzo nerwowy, równocześnie szalenie ryzykowny etap grania naszym bezpieczeństwem narodowym przez ekipę Donalda Tuska.
Na kilka dni przed zaplanowaną na 10 lipca br. uroczystością podpisania w Belwederze wynegocjowanej z Amerykanami umowy Donald Tusk ogłosił, i to w dniu święta narodowego Stanów Zjednoczonych, że warunki, na jakich strona amerykańska wynegocjowała z Polską umowę w sprawie tarczy antyrakietowej, są z polskiego punktu widzenia niewystarczające. Ta zagrywka, która z pozoru mogła przypominać pokerową, nie dawała odpowiedzi na pytanie, czy ekipa Donalda Tuska akceptuje obecność Amerykanów w Polsce, czy nie szuka aby dogodnego pretekstu do zerwania negocjacji, kierując się dyrektywami z innego, nie polskiego centrum decyzyjnego. Ale mogła też wzbudzać pytania, czy tym "ośrodkiem decyzyjnym" nie stały się raczej słupki badań raz wskazujące na niepopularność instalowania tarczy, tym samym niższe notowania premiera, innym razem dające plusy prezydentowi za końcowy sukces przy podpisywaniu umowy.
Nie wiadomo, jak skończyłoby się dla Polski oczekiwanie od Amerykanów "większego bezpieczeństwa", gdyby do gry o tarczę nie wkroczył prezydent Lech Kaczyński. Tarcza antyrakietowa stała się przedmiotem najpoważniejszego jak do tej pory konfliktu między premierem a prezydentem. Liczne, ale dość precyzyjne przecieki do mediów z rozmów z Amerykanami, sensacyjny wywiad ministra Witolda Waszczykowskiego dla "Newsweeka", w końcu agresja Rosji na Gruzję doprowadziły do sytuacji, w której dalsze podtrzymywanie negatywnych opinii o amerykańskich warunkach bezpieczeństwa dla Polski naraziłoby ekipę Tuska na polityczne straty. Okazało się, że Polacy bardziej od instalacji tarczy na swoim terytorium boją się samej Rosji. Polska opinia publiczna - potwierdza to ostatni sondaż Pentora dla tygodnika "Wprost" - za największego wroga naszego kraju nadal uważa Rosję (39 proc. badanych).
Zainstalowanie w Polsce stanowiska amerykańskich antyrakiet do przechwytywania głowic z ładunkiem nuklearnym budzi zaniepokojenie, ponieważ władze nie wyjaśniły dostatecznie społeczeństwu, na czym polega istota rakietowego parasola nad Polską. Nie pomagały w tym też mętne "dyplomatyczne" wywody ministra Radosława Sikorskiego. Należało publicznie, z udziałem specjalistów od rakietowej techniki wojennej i za pomocą przystępnego języka wyjaśnić istotę funkcjonowania tarczy antyrakietowej. Ponieważ tego nie zrobiono, najwięcej "rzeczowych" uwag na temat tarczy, oprócz Wojciecha Olejniczaka z SLD, miał wójt Redzikowa koło Słupska, wsi nieopodal planowanej wyrzutni rakiet. Oczywiście ani on, ani jego gmina, ani dawny SLD nie protestowali, gdy na tym samym terenie stacjonowały sowieckie wojska rakietowe.
Z badań, ale i ze zwykłych obserwacji wynika, że chcemy być bezpieczni, ale równocześnie nie chcemy się nikomu narażać. Zachowujemy się zupełnie tak samo wygodnie jak przywódcy Unii Europejskiej wobec Rosji. Za cenę pokoju w Gruzji gotowi są pójść na wszelkie wobec Rosji ustępstwa. My też chcemy, by broniła nas tarcza, ale by nie prowokowała Rosji, by nie stwarzała zagrożenia z jej strony.
Z badań Pentora wynika, że prawie 50 proc. ankietowanych jest przekonanych, że w ciągu najbliższych lat Rosja może nas zaatakować. A dlaczego, jeśli się zdecyduje, nie miałaby nas zaatakować? Czy nie czyniła tego wcześniej wiele razy? Czy obecna Rosja zmieniła się tak bardzo, że zrezygnowała ze swojej zaborczej imperialnej polityki? Przykład Gruzji dowodzi, że nie.
Dość powszechnie uważa się, że z Rosją należy prowadzić politykę w głębokim skłonie; taka jest wielka i nieobliczalna. Głos krytyki Rosji w tych gremiach uchodzi za nieodpowiedzialność, pobrzękiwanie szablą, wrogi akt itd.? Szkoda, że odchodzą pokolenia Polaków, którzy na własnej skórze poznali Rosję i Związek Radziecki. Mogliby dziś, gdyby tylko chciano ich słuchać, powiedzieć wiele ważnych dla nas rzeczy. Tym bardziej że przez długie lata PRL nie tylko że nie zrobiono nic, abyśmy poznali prawdziwą historię Rosji czy te cechy państwa sowieckiego, które czyniły i czynią je niebezpiecznym dla sąsiadów, ale wtłoczono Polakom do głów, że Rosjanie to wyłącznie przyjaciele, sprawdzeni we wspólnej walce z hitleryzmem. Dobrze, że chociaż TVP Historia zapowiada wyświetlenie filmu o "czterech pancernych" z fachowymi odkłamującymi komentarzami.
Moglibyśmy poznać Rosję jeszcze lepiej, gdyby udostępniono Polakom wielką spuściznę naukową prof. Feliksa Konecznego. Jego uwagi na temat Rosji, jej bizantyńsko-turańskiej cywilizacji brzmią wciąż aktualnie. W pracy "Prawa dziejowe" pisał: "Bizantynizm, turańszczyzna, bolszewizm, komunizm - to jedno pasmo starań o zniszczenie całej cywilizacji łacińskiej. Polska - to tylko etap po drodze. (...) Nigdy Rosji nie opuściła żądza zaborcza".
Za cara Aleksandra I (1808-1825) Rosją rządziła policja, panowała sroga cenzura, do więzienia i na Sybir szło się bez sądu. Jego następca Mikołaj I (1826-1855) przyjął zasadę, że krajem ma rządzić biurokracja wywodząca się z korpusu oficerskiego. Władimir Putin przywrócił Rosji dawną siłę na bazie aparatu tajnej komunistycznej policji.
A co łączy cara Aleksandra, cara Mikołaja i premiera Władimira Putina z KGB? Uważali siebie i za takich też uchodzili w opinii Zachodu i znacznej części Polaków... za liberałów.



Wojciech Reszczyński




Autor jest wicedyrektorem Informacyjnej Agencji Radiowej Polskiego Radia.



 

mojaojczyzna : :